poniedziałek, 6 października 2014

Gerard Way "Hesitant Alien"


Kiedy tylko słucham „Welcome To The Black Parade” żałuję, że zespół o takim potencjale poszedł w kierunku, z którego wrócić i zabłysnąć jako ambitna kapela jest ciężko. Nadszedł czas rehabilitacji. My Chemical Romance jest już przeszłością, a błędy tej przeszłości próbuje naprawić Gerard Way, ich były frontman.

Album „Hesitant Alien objawił się 30 sierpnia, choć sam autor wspominał o nim już od maja tego roku. Oto krótka recenzja tego, co usłyszałem.

Otwierające set „The Bureau” nastroiło mnie do całego wydawnictwa dość pozytywnie i obawiam się, że wszelkie mankamenty, jakie wkrótce wytknę, będą pochodną wygórowanych oczekiwać, (jeśli mogą być wygórowane – klient nasz pan).

Od początku rzuciły mi się w uszy inspiracje. Jak White przede wszystkim. Nie jest to wada, bo wiadomo, jaką klasę prezentuje Najbardziej Zapracowany Muzyk Świata. Sęk w tym, czy Gerard Way udźwignie tak mocne porównanie. Pierwszy numer brzmi obiecująco.

Delikatny powiew MCR czuć już w „Action Cat”, ale gdyby macierzysta kapela Waya tak grała, miałbym już na półce ich płyty. Mamy tu muzyczny optymizm i, na szczęście, wokal został poddany lekkiemu zabrudzeniu, dzięki czemu kompozycja nie cierpi wskutek manieryzmu wykonawcy.

W „No Shows” już tak dobrze nie poszło. To pierwszy słabszy numer. Nie jest do końca zły aranżacyjnie, bo warstwa instrumentalna brzmi niekiedy nieźle. Słaby odbiór spowodowany jest nieumiejętnym wkomponowaniem w całość wokalu.

„Brother” to już MCR, ale w nieco „zbrytyjszczonej” wersji (co dziwne, bo ani była kapela, ani jej frontman, za wiele z GBR wspólnego nie mają).

Kiedy wydawało mi się, słuchając „Millions”, że już do końca zmagać się będę z różnorakimi inspiracjami podszytymi stylem My Chem, do moich uszu dotarł „Zero Zero” i na nowo przywrócił wiarę w album. Znów dobrze zmasterowany utwór i mądrze poprowadzony wokal. Kolejny „Juarez” dobrze zgrał się ze swoim poprzednikiem i razem dały mi nieco ponad 5 minut oryginalnego i ciekawego brzmienia.
                                         Gerard Way "Zero Zero" - źródło Youtube
 

Na przytulankowy głód, „Dragstore Perfume”. Przyjemny i spokojny numer. Dla zakochanych i dla zmęczonych po pracy.

Ciekawie słucha się, jak człowiek kojarzony niemal tylko z jednym zespołem, i to zespołem o tak charakterystycznym brzmieniu, szuka siebie. Minął rok od rozpadu My Chemical Romance, a już dzięki kawałkom „Get The Gang Together” czy „How It’s Going To Be” widzę, że Gerard Way mocno pracuje nad stworzeniem siebie od początku.

W porównaniu do MCR jest to więcej jakości. Każdy utwór ma swoją historię, nie jest już tylko przerobioną na kolanie wersją poprzedniego, zmienioną o intro/outro/tempo refrenu. Cieszę się, że trafiłem na ten album. „Hesitant Alien” może nie jest doskonały, ma nieco niedociągnięć, ale jest świetnym zapisem rozwoju muzyka, dojrzewania do samodzielności.

Ostatni numer, „Maya The Psychic”, tylko wspomnę. Potraktuję go jako hołd dla przeszłości. Dla mnie mogłoby go na krążku zabraknąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz