poniedziałek, 28 kwietnia 2014

piątek, 25 kwietnia 2014

północna baza - concept art


w poszukiwaniu inteligencji


szybkim tchnieniem natchnienie z fb

Jak bardzo poirytowani muszą być mieszkańcy najbliższej nam planety z inteligentnymi formami życia?
Wyobraźcie sobie, że jakiś czas temu (bagatela kilkadziesiąt milionów lat wstecz) wpadli do nas przypadkiem i zastali post apokaliptyczny obraz, wszędzie walające się szczątki dinozaurów, smród, siara i takie tam.
- Hej Gorzag, chyba przybyliśmy za późno - powiedział jeden, poklepał kompana po ramieniu, wsiedli w swoją mała, pierwszą, prymitywną, kosztującą pierdyliard kosmodolców rakietę, którą i tak było im wstyd wysłać w szeroki kosmos i wrócili do domu. Podróż trwała długo, dzieci zdążyły im już podrosnąć i nie poznały ojców. Musieli odbudowywać więzi rodzinne, a dodatkowo, okazało się, że żona Gorzaga puściła się pod jego nieobecność z dwugłowym idiotą z sąsiedniego archipelagu wysp na Morzu Metanowym.
Posiedzieli spokojnie przez miesiąc, po czym nadeszło wezwanie na kolejny lot.
-Hej chłopaki, lecicie znów na Ziemię, od ostatniego pobytu sporo się tam podziało. Z tego truchła coście ostatnio widzieli, wylazły bakterie, wyewoluowały i są mega inteligentne, wysłały nam zakodowaną wiadomość, że można wpaść na kawę.
A zatem Gorzag i ten drugi (nazwijmy go Slemch, żeby też imiennie zaistniał w historii), wpakowali tłuste zady w ciasne już kombinezony, pożegnali żony, wsiedli w odrestaurowaną, ale nadal przynoszącą wstyd planecie furę i ustawili kurs na naszą cudną niebieską kosmiczną kuleczkę.
Z hibernacji obudził ich szwankujący system. Wysiedli pełni nadziei na spotkanie, w końcu, innych inteligentnych form życia.
A mieli nadzieję, podobnie jak my mamy ją w tej chwili, że ludzie pożyją nieco dłużej. A tu chuj. Znów rozpierducha. Kamień na kamieniu nie został, okazało się, że ludzie rozpieprzyli się wzajemnie, zanim kosmici zdążyli ich odwiedzić.
Pierwszy na powierzchnię opustoszałej Ziemi wszedł Slemch.
-Nosz kurwa... - zaklął pod nosem.
- Co jest?
- Hej Gorzag, chyba znów przybyliśmy za późno...

Pierwszy concept art - sterowiec




czwartek, 17 kwietnia 2014

o czasie


Zapanować nad czasem, który się nie kurczy i nie podlega planom czy działaniom. Dawać ludziom złudzenie, że można go poskromić i traktować jak drogę przez przestawianie cyfr i zmianę dat. Przez krążenie wskazówek zegarów i kartek kalendarzy. Aż od ciągłego obciążania nabierze dziur
i kolein. Aż nie będzie przyjemności spędzać w nim życia.

A jednak, odkąd człowiek zdał sobie sprawę, że czas nim rządzi, stara się odwrócić ten układ. Od początków zależni byliśmy od ogromnego czasomierza, jakim jest świat żyjący, natura. Każdy ma swoje miejsce gdzieś pomiędzy wschodem a zachodem słońca, czy to z jednej, czy z drugiej strony. Pogodzeni z tym przodkowie wstawali, kiedy nocne bestie wracały do swoich samotni. Wypuszczali oswojone zwierzęta i dzieci, żeby schować je bezpiecznie nim nasza gwiazda zniknęła za horyzontem.

Kiedy ziemia wegetowała pod warstwą śniegu, ludzie wegetowali spożywając suche pożywienie, czekając odwilży, by zaraz potem sadzić, siać, płodzić i mnożyć. Dzielili ten ogrom na czas dawania życia, pielęgnacji i zbierania plonów i śmierci. Potem, w miarę wzrostu umiejętności zaczęło to uwłaczać godności władców świata. Bo panem nie był już czas. Samozwańcy na dwóch nogach wyprostowali się i gryźli rękę, która ich ganiła, przypominała o małości i nieporadności. Ugodził więc człek ten bezmiar swoją barbarzyńską matematyką. Wbił miarę w bok absolutu. Wydzielił godzinę. Jak pomarańczę obdarł ze skóry odrywając kolejno minuty pełne pestek sekund. Zaczął konsumować i, aby napompować wiecznie pusty żołądek pasożyta, dzielić na coraz mniej i mniej.Sklejone owoce poczęły tworzyć hybrydy zwane dobami, tygodniami, zlęknionymi i wciśniętymi w szufladę stadami tygodni, miesięcy, lat… Samozachwyt nazywania rodził Trias, Jurę czy Mezozoik. Półbogów
z przytrzymywanymi rękami, te zaś chowały w sobie uszczknięty kęs niegdysiejszej pełnej strawy.

Dzielić i panować. Czas zrównany z pieniądzem, choć wydajemy go chętniej i mniej roztropnie. Nikt go nam nie wypłaci i nie da na kredyt. Absurdalna iluzja tego, że mamy go w garści. Mrówka przekonana o tym, że jej mrowisko poskromiło Wszechświat. Minie on nas ogromnym krokiem wielkoluda, zmierzającego wolno i pewnie przed siebie. Nie pyta o zgodę i nie ogląda się na ziarenka piasku pod swoimi stopami.