piątek, 10 stycznia 2014

Przesłanie na nowy rok

Nowy Rok jest wciąż dość świeży i można, mimo tych dziesięciu dni minionych, podejmować noworoczne postanowienia. Jedno z moich nabożnych życzeń, to takie, abym umiał przez okrągły rok używać mózgu.

Jakiś czas temu postanowiłem sobie, że nie będę oglądał wiadomości, nie będę czytał takowych ani nie zgłębię tego, co się w świecie w różnych sferach dzieje. Przez jakiś czas żyłem sobie w spokoju i błogiej nieświadomości, ale nie da się. A nie da się dlatego, że propaganda wiadomości, bycia na bieżąco i posiadania "własnego" zdania jest zbyt mocna.

Nie możemy uciec od cisnących nas ze wszystkich stron tytułów, opinii, uszczegółowień. Straszne jest, jak bardzo walczy się o naszą uwagę, ale też o jeszcze jedną rzecz. O to, by przeciągnąć nas na jedną ze stron w każdym możliwym sporze.

Banalny przykład, na którym zacząłem snuć swoje rozważania. Kibice piłkarscy. Póki kibice, to jeszcze pół biedy. Problem zaczyna się w kręgach fanatyków. Normalnie powinno wystarczać kibicowanie danemu zespołowi. Na moim przykładzie - niech będzie to Legia Warszawa. Wygrywamy - jestem zachwycony. Przegrywamy - lekki dołek, ale nie ma powodu do łez i tragedii, w końcu to tylko część naszego życia oznakowana jako rozrywka. Fanatycy natomiast posuwają się nieco dalej - żyją każdym meczem, mają swoją wielką pasję, podszytą jednak nienawiścią. Nienawidzą kilku innych klubów umiarkowanie, dwóch czy trzech wręcz niewyobrażalnie, tolerują inne a znów wąska grupa to ekipy zaprzyjaźnione. A dlaczego? Bo ktoś tak powiedział. Pewnie nawet nie można dojść do tego kto. Ktoś komuś nadepnął na nogę w tramwaju i nie przeprosił. I tak to poszło, choć powody marne. Ale konflikt narasta, jest eskalowany przez lata i żyje swoim własnym życiem.

I chyba tak zaczyna być w innych dziedzinach. Zamiast szukać rzeczy, które nas łączą, szukamy tych, na których punkcie możemy się poróżnić. Nie chodzi nawet o pokazanie swojej racji, ale o pokazanie, że ten inny racji nie ma. A jeszcze jak się myli i można mu to publicznie wypomnieć, o niebiosa, prawdziwy cud!

Szukanie wrogów to już prawie sport narodowy. Hipsterzy, skini (są jeszcze jacyś?), homoseksualiści, green peace, katolicy. Nagle każdy przejaw inności to szok. Każdy znak, że ma się jakieś konkretne przekonania, to powód do napiętnowania. Zerkam na komentarze pod filmami na youtube. Żywe odbicie przekonań w społeczeństwie. A czemu żywe? Bo na nie reaguje. Jeden komentarz, wstawiony o 22:00 w poniedziałek mówi jedno, a drugi, wstawiony po serii mózgopiorących reportarzy TVN24, mówi zupełnie co innego. I tak nastroje społeczeństwa zmienione, społeczeństwo poróżnione, już można zacierać ręce, bo przecież każdy człek wejdzie na tę stronę i obejrzy to wydanie faktów czy mitów, żeby dowiedzieć się, że to on ma rację.

Nienormalne jest, że anonimowość daje nam bodźce raczej do złych rzeczy niż do dobrych postaw. Hejterzy prześcigają się w głupocie. Dziś poważny wypadek miał Thomas Morgenstern. Może jestem inny, ale normalnym odruchem wg mojej opinii, powinno być współczucie, życzenie mu jak najlepiej, szybkiego powrotu do zdrowia. Komentatorzy z sieci mają inaczej. Co jakiś czas pojawia się stwierdzenie "pieprzony idiota chcący popełnić samobójstwo", "dobrze mu tak, nie lubię szwaba"...

Przykład idzie z góry - nasze "elity" zamiast w kwestiach kluczowych dla kraju i ludzi porozumieć się, drą koty o to, czy dwadzieścia lat temu wolno było kupić pole od sąsiada. I żeby komisję śledczą, że ten to zero a tamten prostytutka. Zamiast budować na mocnych i ważnych filarach, rozpieprza się wszystko od środka wyjmując cegiełki i wykałaczkami wydłubując tynk.

A może faktycznie wystarczy pomyśleć? Wróciłem jednak do wiadomości. Jednak lubię być na bieżąco i znać fakty. Ale tylko fakty. Najczęściej prawdziwa jest tylko pierwsza informacja na dany temat. Każda kolejna to pogoń za sensacją. Każdy zaproszony gość, nawet nieświadomie, mąci nam w głowach. Wypowiada swoją opinię popartą autorytetem, czy to eksperckim, czy może wynikającym z tego, że jest sportowcem, muzykiem, malarzem, i ktoś go podziwia i chce być jak on. To jest genialna maszyna manipulująca nieświadomym odbiorcą. Ja powoli do tego dochodzę i uczę się przesiewać to, co warto wiedzieć od tego, co może być niebezpieczne.

Boję się, że pewnego dnia ludzie będą napadać na siebie w ciemnych zaułkach i z maczetami w ręce pytać "Słowacki czy Mickiewicz?"

Jeszcze raz, na ten rok - mądrości.

środa, 1 stycznia 2014