poniedziałek, 19 listopada 2012

O zaufaniu

    Z wiekiem i doświadczeniem uczymy się zaufania. Można nawet powiedzieć, że nabywamy kompetencji w specyficznej dziedzinie, jaką jest "gospodarka ufnościowa" (sic!). Potrafimy coraz trafniej zasoby lokować i coraz skuteczniej oceniać ich bezpieczeństwo na danej lokacie. Dlatego sporym zaskoczeniem są są dla nas, niewielkie nawet, odstępstwa od sprawdzonych reguł.
    Myśl taka naszła mnie ostatnio dwukrotnie, w końcu postanowiłem ją zgłębić i, dla potomnych, opublikować.
    Pierwsza z sytuacji była dość niewinna, jednak to ona uczyniła moje obserwacje bardziej wnikliwymi. Notowałem liczby, którymi obracałem w danej chwili w pracy. Doszedłem już do poziomu, w którym moje pismo, choć niestaranne i często różnorodne, jest właśnie MOJE. Wiem jakich znaków mogę spodziewać się od własnych rąk.
    A jednak nie.
    Pisząc cyfrę "5" dostrzegłem fałsz. Nie była to moja piątka. Jakimś cudem do ciągu wkradła się cyfra pisana ręką mojego brata. poznałem to od razu. Najpierw ucieszyłem się, bo przecież starszy brat zawsze jest pewnym wzorem, do którego się dąży. To on uczył mnie pisać pierwsze znaki. Potem jednak zacząłem myśleć. Zaufanie do mojej ręki zostało ale pewien rodzaj czujności zaczął towarzyszyć mi na każdym kroku.
    Kolejny raz miał miejsce w centrum handlowym. Wybrałem się w podróż do ubikacji. Już dochodząc do celu minąłem rosłego mężczyznę, który posłał mi coś na kształt speszonego, ale zuchwałego uśmiechu. Wydawał się mówić "Mhm... Więc wchodzisz tam? Wchodzisz tam po mnie i po TYM co tam zrobiłem? Ależ proszę bardzo. Idź... No idź!"
    Mówię wam, nigdy tak długo nie wybierałem kabiny.
    No i tak runęła lawina. Komu nie potrafię zaufać. Tak z czystego przeczucia i bez powodu. Na przykład pani na dziale mięsnym. Bogu ducha winna, pewnie wierna swoim przyzwyczajeniom czy wygodzie, pakująca wszystko ustawiona tyłem do klienta. Ciągle wydaje mi się, że chowa te nieświeże plasterki wędliny na spód woreczka. Że podjada. Że dociąża. Czemu nie odsłoni?
    Wszyscy ludzie mówiący "zaufaj mi", jakby to było coś, do czego można innych namówić jak do papierosa. Pasażerowie komunikacji miejskiej przyciskający do piersi bagaże (choć sam tak robię). Jeszcze w temacie toaletowym, mężczyźni nie przestrzegający pisuarowego savoir-vivre'u. Pracownicy kebabowni, zapiekankowni, pizzerowni czy innych, gdzie nakłada się sosy poza polem widzenia konsumujących, choć, z racji wczorajszej zapiekanki, wolę tematu nie drążyć. Wszelkiej maści fachowcy pracujący bez nadzoru lub z nadzorem laików. "O, panie! To będzie wymiana rzędu wału korbowego pasa osiowego. Mogę oczywiście dokręcić śrubkę ale to się za tydzień posypie." No i jeszcze ludzie używający zwrotów w stylu "panie kolego".
    Przykłady można mnożyć, dodawać i potęgować, ale chyba lepiej usiąść i zastanowić się - czy aby nie za dużo telewizji?