niedziela, 13 marca 2011

środa, 9 marca 2011

Czego bać się w dzieciństwie?

Jeśli człowieka można poznać po tym, co uważa za zabawne, to na pewno można powiedzieć coś o dziecku wiedząc, czego się boi.
W swoim pięknym i długim dzieciństwie miałem kilka "rzeczy", które nie pozwalały mi spokojnie iść ciemną uliczką albo spać przy zgaszonym świetle.
A kogo za to winić? Telewizję i kolegów spod bloku.
Oto zestawienie Top 8 moich strachów:

8. Łaska

Do tej pory nie wiem co to było choć spotkaliśmy się dwa razy. Za pierwszym razem, kiedy zaczynał się sezon saneczkowy. Ubrany jak kosmonauta schodziłem do piwnicy po swój sprzęt. Kiedy otworzyłem drzwi i zszedłem w dół, kilka kroków ode mnie przeleciało coś, co wyglądało jak biały, łaciaty szczur nadnaturalnych rozmiarów. Wyleciałem do góry szybciej niż to stworzenie i od tego czasu bałem się sam chodzić do piwnicy.
Drugie spotkanie przebiegło całkiem podobnie. Spacerowałem za blokiem i zbierałem spinacze, które pospadały z balkonów. Nagle z jednego z okienek piwnicznych wyskoczyła moja znajoma - Łaska - i wtedy pobiłem chyba rekord prędkości w obieganiu osiedla.

7. Winda

Zwłaszcza szpitalna. Za dużo filmów o zaciętych i spadających windach. Co tu dużo mówić...

6. Powietrze z pompki

Niemałą zasługę ma tu mój brat. Wojtek opowiadał mi, że w pompce nie ma powietrza ale trujący gaz. Raz prawie dostałem napadu histerii kiedy mąż kuzynki pompował mi powietrze na twarz. Cała obecna rodzina musiała czuć się lekko zdezorientowana, kiedy leżalem na podłodze i krzyczałem płacząc "nie, bo mnie otrujesz!"

5. Kogut zabójca

Tak drogie dzieci. Nie podsłuchujcie kiedy dorośli rozmawiają. Ja usłyszałem rozmowę wujka z wujkiem o tym, jak kogut - liliput czaił się na gości wchodzących do domu, wyskakiwał na daszek kurnika i pikował dziobem w ich kierunku. Czujność, jakiej wtedy nabyłem, została mi do dziś. Do dziś też nie bardzo wiem który kogut to liliput.

4. Bumerang

Sąsiad, Dawid, miał bumerang. Chodziliśmy do dolinki porzucać. Podczas jednej z pierwszych wypraw poinstruował mnie, że jak rzuca, to trzeba uciekać, bo bumerang ścina głowy jak w kogoś uderzy. Taki jest ostry. Więc zwiewaliśmy jak najdalej byle tylko uchronić się przed dekapitacją. Sam potem miałem bumerang i więcej oleju w głowie. Jak to mówią - strach trzeba oswoić.

3. Wilki i niedźwiedzie

Telewizja! Oczywiście! I to kto? Dobra i niewinna doktor Quinn. Mało to razy Saly ratował ją od wilków? A już w prawdziwą traumę wpędził mnie odcinek, gdzie zamknięta w starej szopie chowała się przed niedźwiedziem - ludojadem.

2. Dinozaury

Jurassic Park. Wychodząc po schodach oglądałem się na wyższe piętra czy nie skacze na mnie jakiś mięsożerca. Czytałem co tylko mogłem o tyranozaurach. T-rex był szybki i wysoki, ale samochodem można było uciec a do czwartego piętra nie dostawał. W bramie też by się nie zmieścił.

1. Gremliny

Absolutny dominator moich dziecięcych fobii. Odkąd kątem oka obejrzałem ten film, nie mogłem spać przy zgaszonym świetle, a kuzynka musiała świecić je ilekroć chciałem wstać i iść do łazienki w środku nocy. No przecież nie powiecie, że nie baliście się gremlinów?

piątek, 4 marca 2011

Złe głosy

Jak można było zauważyć po moim ostatnim poście, lubię (muszę?) wsłychiwać się w świat dookoła.
Czasem jest wkurzający i ingeruje w każdą chwilę. Kiedy indziej odrobina ciszy, może szum, ptaki. Tak też się zdarza. Różne miejsca mają swoje brzmienie. Po ulicach przewalają się samochody i gadający ludzie, bary serwują muzykę, w zupełnej ciszy papieros trzaska paloną bibułką.
Złe odgłosy przychodzą w ciszy. W dzień i w nocy.
Dziwne, że w Krakowie jest ich niewiele. Nie odcinają się od miasta i są z nim w pewien sposób stopione.
Inaczej jest w Gorlicach. Każda karetka, straż, policja, mogą jechać do kogoś bliskiego czy znajomego. Kiedy je słyszę zastanawiam się, czy jakaś twarz spośród tych mijanych na ulicy zniknie. Czy jutro nie usłyszę, że dom dwie ulice dalej to już tylko nadpalone deski i ściany.
Dzwony bez powodu. Kogoś niosą na drzwiach. Syreny. Podświadomie historia wróży wojnę, bardziej świadomie lekcje P.O. sugerują, że to powódź albo epidemia.
 Ostatnio jednak Kraków mnie zdziwił. W moim mieście przyzwyczaiłem się do papug samochodowych ogłaszających przyjazd cyrku. Ale tu? Ciemny wieczór, na osiedlowych ulicach pusto, jakaś biegnąca para i ten tubalny głos znikający za budynkami. Bez charakterystycznego, znanego z ogłoszeń zaśpiewu. Mówiący coś monotonnie i zbyt niewyraźnie żeby można go było usłyszeć.
Jak to jest, że głosy zwyczajne w jednych, przerażają w innych miejscach? Może to kwestia tego, że gdzieś, na jakiejś osi, Kraków i Gorlice leżą na dwóch przeciwnych końcach?