niedziela, 24 lutego 2013

Nic nie może przecież wiecznie trwać - czyli kto z kim pracuje a kto z kim już nie

Slayer

Ostatnimi czasy modne stały się zjednoczenia. Ot choćby Blach Sabbath czy Soundgarden. Ku chwale muzyki albo po prostu ku pieniądzom. Na drugim jednak biegunie są rozstania.
I tu ostatnio dość głośno było o Slayerze, a konkretnie o perkusiście. Dave Lombardo żalił się w prasie (a może chwalił?), że dokładnie obliczył przychody zespołu z poprzedniego roku i wyszło na to, że do kieszeni jego i kolegów z ekipy trafiło zaledwie 10% tej sumy, reszta zaś szła na wiecznie głodne konta managerów. Rozgoryczenie było wielkie (co dziwne, tylko u niego, reszta panów metalowców milczała) i, ostatecznie, po drobnych wymianach argumentów, bębniarz został poinformowany, że do Australii na koncerty już nie pojedzie. Poszkodowany Dave poinformował prasę, telewizję, radio, Internet, pocztę pantoflową, głuchy telefon i Papieża. Rozdmuchał sprawę i czekał na efekt.

Wszyscy nagle puścili w niepamięć siedem albumów nagranych wspólnie, litry potu wylane na trasie, galony wypitego alkoholu i kilometry wciągniętego cracku. Zaczęli kłócić się, przerzucać oskarżeniami.

Dave Lombardo matactwom managerow mowi stanowcze "nie!"
źródło - http://www.metalinjection.net/tag/dave-lombardo

W niedawnym wywiadzie, pozostali członkowie Slayera zripostowali mówiąc, że do Australii leci z nimi Jon Dette. Co do samych wywodów Lombardo, zdecydowanie się od nich odcięli i całą winą obarczyli prawdopodobnie byłego perkusistę. Stwierdzili, że na tydzień przed wylotem na najbliższe występy przedstawił on szalone wymagania finansowe, całkiem inne od tych, na które zgodził się niedawno podpisując kontrakt. Potem pomydlili oczy fanom dziękując im za wsparcie i licząc na pozytywne zakońćzenie sprawy. Czy tak skończy się ich współpraca? Wczoraj wieczorem zagrali w Brisbane - już z Dette.

Jon Dette - na stałe czy na krótko?
źródło - http://loudwire.com/fill-in-drummer-jon-dette-on-current-slayer-gig-well-see-what-the-future-brings/

Piersi

Nie ta dawno rozstania miały miejsce też w naszym rynku fonograficznym. Po niemal 30 latach wspólnego grania, Paweł Kukiz opuścił Piersi. Piękna historia rozpoczęła się w 1984 roku w Jarocinie, kiedy to Kukiz i Rafał "Jezioro" Jezierski znaleźli tomik wierszy socrealistycznych i postanowili napisać do nich muzykę. Paweł "Giorgio" był wtedy członkiem zespołu Aya RL. Do roku 1994 wszystko było pięknie, choć po tym okresie pojawiła się mała skaza. Frontman zażyczył sobie wyodrębnienia nazwiska z nazwy i tak kolejne płyty podpisywane były "Paweł Kukiz i Piersi". Taki stan rzeczy utrzymywał się do 2007 roku. Ostatni wspólny krążek to "Piracka Płyta".

Także w roku 1994 ukazała się składanka coverów nagranych z udziałem znanych z polskiej sceny muzycznej "Piersi i przyjaciele". Teraz, po niemal 20 latach, band szykuje się do drugiej odsłony tego projektu. Na wokalu jakoś radzi sobie Marek "Mały" Kryjom, ale to już nie jest kapela Kukiza, kontrowersyjna i zadziorna w każdym aspekcie. Na nowym krążku wystąpić mają bracia Golec, "Lipa" oraz "Dżej Dżej" (Big Cyc).

Paweł natomiast poświęca się karierze solowej, upatriotycznianiu młodych i upolitycznianiu swojego wizerunku. Życzę mu powodzenia, gdyby kiedyś zechciał kandydować na prezydenta z ramienia jakiejś ultra radykalnej prawicowej partii.

No i po wielkiej miłości
źródło - http://www.moklegionowo.pl/index.php?id=aktualnosci&baseoglo=178&client=

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz