Jedną z jego charakterystycznych cech jest, że na imię ma tak na prawdę Antoni. Nie słyszałem, żeby ktokolwiek tak się do niego zwracał. Co więcej, do dwunastego roku życia nie wiedziałem o istnieniu tego "właściwego" imienia.
Dziś, do autobusu, pod Bagatelą, wsiadło dwóch starszych panów, z których jeden w każdym słowie i geście przypominał mi wujka. Sposób mówienia i profil, serdeczny śmiech. Wszystko to nasunęło mi myśl, żeby wspomnieć go w tym wpisie.
Wujek to osoba, której nie można pomylić z żadną inną. Jest kilka rzeczy, które zebrane do kupy stanowią jego skrócony opis. Oto one:
- pies
- piwo
- "kruca fuks"
- śmiech
Co do psa, pierwszym, jakiego pamiętam, mniej więcej w pełni świadomie, był Kaprys. Wujek zawsze mówił o nim z dumą, nawet, kiedy ten wędrował już po innych łąkach niż te nasze ziemskie. Rudy sterczący ogon, lekko podwinięty. Potem Filek (jeśli dobrze pamiętam), Koko no i Koko 2. Wcześniej, w okresie sprzed mojej pamięci, było ich jeszcze kilka, na jednym nawet jeździłem jak na koniu.
Piwo. O zgrozo! Muszę przyznać się do rzeczy, do której przyznawanie się przychodzi mi z każdym kuflem coraz ciężej. Kiedyś, jeszcze w podstawówce, spędzałem wakacje u bohatera tego posta. Jednego wieczoru na ławeczce, z piwkiem i psem, wujek zawołał mnie, kazał przynieść kubek. Czułem, że to ten wielki moment, kiedy mam stać się mężczyzną. Tak jak myślałem, piwo poleciało z butelki do kubka. Ze strachem w oczach odsunąłem naczynie. Odrobina piwa wylała się na beton...
Powiedziałem, że to alkohol, a ja alkoholu nie wypiję. I tak też zostało. Do czasu oczywiście.
"Kruca fuks" jest właściwie wyrażeniem uniwersalnym. Wtrąca je w dowolnym momencie dla podkreślenia wagi tego, co mówi. Potrafi nadać temu taki wydźwięk, że wszyscy, choćby poruszali najistotniejsze tematy, milkną i odwracają się w jego stronę.
Śmiech. Mogę powiedzieć, że to on długo wyznaczał wzorce żartu w moim dzieciństwie. W jego towarzystwie nie przeszło, że ktoś idzie do cioci Wisi. Od razu był wypytywany, co cioci wisi. Do tej pory uwielbia rodzinne anegdoty i nie daruje sobie, żeby w największym gronie i w czasie najważniejszych wydarzeń, nie wspomnieć jak to wpadłem na choinkę przeskakując barierkę na tarasie jego domu. "Taki byłeś wtedy splytny!"
Myślę, że najbardziej będę mu wdzięczny właśnie za to. Za ten śmiech, dystans, też do mnie samego.
I jak... Czujecie się już trochę częścią mojej rodziny?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz