Czasem, najczęściej oglądając filmy o ludziach nawiedzanych przez duchy przeszłości, zastanawiam się, kiedy zasłużę na swoje. Kiedy przyjdzie czas, że nawiedzi mnie ktoś lub coś. Przypomnę sobie z rozrzewnieniem, jak z tym lub tamtym kopałem pilkę, z ta lub tamtą całowałem się za garażami. Nadejdzie dobry wujek, pogłaszcze, przyniesie łuk zrobiony ze starego sznurka i każe strzelać. I wszystko to nabierze znaczenia. Jak w familijnym filmie. Będzie grubasek, który przełamie stereotypy, cwaniak, który okaże się świetnym przyjacielem, buntownik, który zjednoczy grupę i nieudacznik, który na końcu zostanie bohaterem.
Czy to jest naturalna kolej rzeczy? Kiedy przestaje się myśleć, że jest się nieśmiertelnym, zaczyna się postrzegać samego siebie jako starego? 26 lat za pasem, o matko, to może zacznę już pisać testament...
Paranoja, ze skrajności w skrajność. A gdzie tu czas na budyń czekoladowy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz