Taka refleksja naszła mnie dziś w przymierzalni jednego ze sklepów ubraniowych. Najspokojniej w świecie mierzyłem sobie spodnie. Trzecia para jaką miałem w rękach, dwie poprzednie były po prostu za małe.
Odglosy zza drewnianej ścianki uświadamiały mnie, że w kabinie obok są dwie osoby. Po głosach mogłem stwierdzić, że była to para (Zauważam - po głosach, nie po ODGŁOSACH).
Chłopak chyba przymierzał koszulę. Co jakiś czas niecierpliwie rzucał do partnerki:
"No odłóż to", "i co, cały czas to będziesz trzymać?", "weź się przesuń bo nie założę".
I tak aż do momentu, kiedy najwidoczniej zdecydował się na zakup.
- No, ta jest dobra
- Ale to co, to już? - Wielki żal słychać było w głosie dziewczyny. - Dopiero w trzecim sklepie jesteśmy.
- No to co, jak ta jest dobra?
- Chodź jeszcze tam obok jest jeden.
- Ale po co? Ja chcę tą kupić.
- Odłożymy na chwilę i wrócimy.
- To po co do jeszcze jednego jak i tak tu wrócimy? - Przyznam się, że taki argument by mnie już rozbił i zgodziłbym sie na kupno bez wchodzenia dalej.
- Oj no nie rozumiesz - rzuciła towarzyszka z rezygnacją. - Chodź, schowaj ją pod inne i chodź, nikt ci nie weźmie.
No i cóż biedny chłopak miał zrobić, skoro ani uporem ani logicznym dociekaniem nie uzyskał nic? Poszedł biedny ze zwieszoną głową. Obserwowałem go stojąc w kolejce z trzecią para spodni, która obejrzałem i przymierzyłem, w pierwszym sklepie, do którego dziś wszedłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz