czwartek, 17 lutego 2011

Jak dziecko - cz. 2

Skoro był spacer w lewo, to czas chyba najwyższy na pójście w drugą stronę?

Udając się w prawo przechodziło się obok placu zabaw i, wtedy jeszcze, żłobka. Dziś żłobek jest byłym domem starców a aktualnym powiatowym centrum rzeczy wszelakich. Dostaniesz tam prawo jazdy albo świetne ubezpieczenie.
Już na jego wysokości zaczynały się żywopłoty. Jeśli przebiegły dziecięcy umysł już tu zaczynał planować genialną zabawę, ręce od razu szły w ruch. Przez 200 metrów, z drobnymi przerwami, zbierałem i gubiłem małe zielone listeczki. Pełne garście z trudem mogły je pomieścić, ale cel był szlachetny. Zakupy.
Gdzieś przy końcu zielonego ogrodzenia stał kiosk. Cała zielenina lądowała na ladzie, a ja zachwycony genialnym żartem wołałem "poproszę gumę do żucia", albo "gazetę", albo "transformersa", bo takim byłem właśnie świadomym luksusów świata dzieciakiem.

Kiosk już zamknęli. Czasem nachodzi mnie jeszcze ochota na takie zakupy.

1 komentarz:

  1. wyobraziłam sobie te małe piąstki zaciśnięte na zielonych listeczkach:)

    OdpowiedzUsuń