Zawsze (w negatywnym sensie) fascynowali mnie ludzie, którzy robią wszystko, żeby wydawać dźwięki w każdym możliwym momencie. Oczywiście refleksja ta naszła mnie w autobusie, do którego wsiadła kobieta usilnie próbująca do tej generacji jeszcze się załapać. Cała jej torebka obwieszona była czymś podobnym do ćwieków z "pieszczochów" popularnych wśród tych i innych grup. W dodatku w środku nich musiały być zamontowane jakieś małe kuleczki czy inne dzyndzelki, bo przy każdym ruchu torba grzechotała.
Podobnym sposobem na komunikowanie swojej obecności jest ubieranie skrzypiąco - szeleszczących ubrań. Skórzane spodnie i ciągłe "skłik skłik" wychodzące z okolic krocza. Makabra. Albo ortalionowe babcie ze swoim, pełnym rozmachu sposobem chodzenia, brzmią jak przejeżdżający parowóz.
Oprócz harających facetów, moimi ulubieńcami są zbuntowane dzieci ze spranymi mózgami. Zanim zaczną jarać i chlać (albo na samym początku, bo wtedy ich umysły sa na tyle żywe, że potrafią jeszcze wcisnąć odpowiedni guzik w telefonie), siadają na tyłach autobusów MPK i słuchają na głos hip - hopu. Im więcej przekleńst tym lepiej.
Gdzieś w toku swojej nieszczęsnej ewolucji, która zboczyła chyba w pewnym momencie średniowiecza, zagubiliśmy ten ideał ninja. Cisi zabójcy zostali w legendach, świat preferuje raczej postawę walca drogowego.
bałazowska: najgorsze gdy czlowiek zmęczony wraca do domu środkami komunikacji miejskiej a za Tobą dwie panienki w wieku 12-18 o iq niższym niż 50 drą się na caly autobus o czymśtam blablabla, koles obok gada przez komórkę i jeszcze kierowca włączy sobie radio..... łeb pęka.
OdpowiedzUsuńhmmmm... moją uwagę zwróciło dzisiaj zjawisko, można by rzec, z pogranicza dźwiękowców... otóż, we wspomnianym MPK, pan z naprzeciwka, przez całą drogę oddawał się z namiętnością swej niemej i tylko sobie zrozumiałej powietrznej grze gitarowej... może i powinnam propagować tego typu nieme koncerty w przestrzeni publicznej, ale przypominało mi to bardziej jakieś niekontrolowane kompulsje niż sztukę... gdyby chociaż to nie była gitara;)albo gdyby ten koncert dał mi możliwość współuczestniczenia a sam muzyk nie udawał, że pewnie nikt go nie widzi, zawłaszczając sobie przestrzeń w której mogłabym bezkarnie wbić wzrok nie oglądając kompulsji które przywoływały mi obsesje...
OdpowiedzUsuńMylisz sie Ninja sa wszedzie, to ze ich nie widac i nie slychac to inna sprawa!
OdpowiedzUsuńTak wiec uwazaj Tomaszu tu roi sie od Ninja:P
Notka trafna, ale jest na to prosty sposob, wystarcza sluchawki i dobra muzyka!
Do zobaczenia w pracy:)
Pozdrawiam