Oto oddaję w Wasze łącza mój pierwszy tematyczny blog. Poświęcam go temu, co kocham najmocniej. Muzyce rockowej.
W pewnym momencie życia z muzyką, nie wystarcza już grzebanie w starociach, słuchanie po raz setny starych kaset, odgrzebywanie zakurzonych winyli. Człowieka aż korci, żeby wiedzieć, co się z tym wszystkim dzieje dalej. Co muzycy robią po koncertach, kto kogo kopiuje, z kim zagra i dlaczego innych to drażni.
Będę starał się zabierać Was w miejsca szczególnie mi bliskie lub ostrzegać Was przed takimi, w których nawet stopy postawić bym nie chciał, choć teoretycznie nadal leżą one na rockowej mapie świata.
Ja będę motywował Was, Wy będziecie motywowali mnie, aby częściej i głębiej niż do tej pory, zajrzeć do króliczej nory zwanej show-biznesem.
Na dobry początek krótkie podsumowanie rozdania nagród Grammy.
Obiekt westchnień i pragnień - statuetka Grammy |
Z jasnych przyczyn skupię się na kategoriach rockowych. I tak, za największych zwycięzców uznać należy duet z Ohio - the Black Keys. Panowie pozytywnie mnie zaskoczyli. Myślałem, że nie przydarzy im się nic lepszego niż kawałek "Howlin' for you". A tymczasem cały krążek "El Camino" jest na tyle świeży (mimo iż już dziesiąty w kolekcji zespołu, wliczając w to EP-ki), iż został doceniony przez szersze towarzystwo tych krytykujących i tych kupujących i słuchających.
Efekt - dwie statuetki:
Najlepsza piosenka rock - Lonely Boy
Najlepsze wykonanie rock - Lenely Boy
W tyle zostały takie firmy jak Muse, Bruce Springsteen czy Coldplay.
Najlepszy rockowy album to drugie wydawnictwo w karierze angielskiej folk-rockowej formacji Mumford & Sons zatytuowane "Babel". Z łezką wzruszenia w oku wspominam jak w 2009 roku rozpowszechniałem wśród znajomych teledysk "Little lion man". Raz jeszcze przeczucia mnie nie myliły i kolejny krążek już po singlu "I will wait" pozytywnie rozruszał zasiedziałe od jakiegoś czasu brytyjskie klimaty.
Zasłużona radość, zasłużona nagroda - Mumford&Sons and statuetka Grammy |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz