środa, 21 września 2011

są rzeczy, których bać sie nie warto

Przekonałem się o tym ostatnio kilka razy.

Jako dziecko bałem się Anji Orthodox. Teraz, po latach i po przejściach, piosenka "Agnieszka" była dla mnie nagłym objawieniem i uwierzyłem, że może istnieć coś takiego jak dobry, polski, gotycki rock.
Kolejna rzecz naszła mnie dziś. Akurat gościłem Siarę. Dzień zaczął się od innego eksperymentu - herbaty o smaku melisy z gruszką. Prawdopodobnie zachwyciła by mnie bardziej gdyby nie fakt, że popijałem nią kiełbasę z cebulką.
A skoro był poranek i śniadanie mijało właśnie dwunastnicę, pomyślałem o kawie. Z braku czegoś konkretnego, zajrzałem na dno szafki, gdzie nie ruszana od jakichś dwóch czy trzech lat i od tylu też zmian mieszkania, stała kawa bezkofeinowa.
Kolejny dowód na to jak telewizja pierze nam mózgi i jak nie ma w nas już tej iskry ryzykantów. Było kilka kroków, które pomogły mi zabrać się do niej.
- otwieranie i pierwszy test prawdziwości kawy - zdany. Zawartość sypała się przyjemnie wewnątrz srebrnego opakowania, aromat ulatywał przez niewielkie nacięcie.
- zalewanie - tu sprawa wyglądała nieco inaczej. Może przez wiek kawy, a może przez jej właściwości zamierzone, po zalaniu na wierzchu nie unosiła się dobrze znana mi zawiesina fusów, którą z wielkim zamiłowaniem zawsze topię łyżeczką - zdane warunkowo
- zapach po zalaniu - no kawa jak kawa, mało która ten punkt oblewa, a więc - zdane
- smak - drugi najważniejszy punkt testu - myślałem, że padnę na podłogę kiedy okazało sie, że kawa bezkofeinowa wcale nie smakuje gorzej niż, na przykład, biedronkowskie lub teskowskie wyroby kawopodobne. Co więcej, pewnie niektóre przebija smakiem! Możliwe, że wytrawni kawosze będą chcieli mnie zlinczować.

Tak więc teraz, po tej lekcji życia, stoi obok mnie pusty kubek z dwiema łyżeczkami fusów na dnie. Siara nie podzielił mojego entuzjazmu bo jego kubek jest nadal w dwóch trzecich pełny.

A co więcej, gdzieś głęboko w środku czuję, że zaraz kawa zda ostatni, najważniejszy test.
A zatem, zmykam...

1 komentarz:

  1. Nie wiem jak polscy kawosze, ale TAK. W SŁowenii by Cię zlinczowali. Po 2 latach mi jeszcze nie darowali, że kawę instant nazywam kawą.:)

    OdpowiedzUsuń