niedziela, 14 sierpnia 2011

Pytanie 8.

Czego najbardziej się lękasz?

Mieszkałem kiedyś w kamienicy, której właścicielka wykładała, w czasach aktywności zawodowej, na jednej z krakowskich uczelni. Podobnie jak jej mąż. O ile ona trzymała się świetnie, była w pełni sprawną i kontaktującą panią z klasą, o tyle małżonek egzystował na nieco innych zasadach. Miał Alzheimera. Mogę sobie tylko wyobrażać, jak żona, w pewnym sensie, funkcjonowała z nim tak, jakby znów miała w domu dziecko.
Widywałem go z kuchennego okna. Te chwile sprawiały na mnie wrażenie oderwanych od miejskiej rzeczywistości, a może rzeczywistości w ogóle.
Na parterze, który dzieliłem z trójką współlokatorów, zamontowano kraty, aby nikt nie mógł dostać się do pokoi od zewnątrz. Budynek miał małe podwórko od frontu, które mimo skromnych rozmiarów odsuwało go nieco od zgiełku ulicy. Podobny placyk znajdował się na tyłach. U skraju posesji, wznosił się pagórek porośnięty drzewami.
Starszy pan wychodził z kamienicy i ciężkim krokiem wspinał się chodnikiem do furtki (mieliśmy przykazane, aby po 22 zachowywać się możliwie cicho aby go nie obudzić, mógł stać się agresywny a właścicielka miała by kłopoty z ponownym położeniem go do łóżka). Kiedy powoli znikał mi z oczu, zastanawiałem się, jak to jest żyć ze świadomością, że osoba, z którą spędziło się większość życia, może w każdej chwili zniknąć. W sumie to już zniknęła. To wtedy zrozumiałem, że najbardziej boję się, że sam zniknę. Coś w moim mózgu przepali się albo przestanie stykać. Odpłynę w rejony, gdzie nie będzie mnie samego. Stracę wszystko, co znam, kocham, nawet nienawidzę. Wszystko, co tworzy mnie przez całe życie, przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie. Będę jak to nasze parterowe mieszkanie. Kiedyś był w nim warsztat złotniczy, powstawała drogocenna biżuteria, toczyło się życie. Nagle warsztat zniknął, światło zgasło a życie, do którego wszyscy przywykli, zastąpili przypadkowi mieszkańcy. Studenci, którzy przynosili swoje nic nie warte rzeczy i zabierali je, kiedy odchodzili.

Czasem przychodziły listy. Nikt nie wiedzial do kogo były.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz