Czasem tak sobie myślę, że życie jest sumą zbiegów okoliczności. Starasz się między nie wpleść coś, co zaplanowałeś, ale ciągle to one rządzą codziennością. Musi jednak z tego wyjść jakaś niespotykana rzecz, żebyśmy zauważyli, że zadziałało coś więcej niż my. Przyjmujemy rzeczy neutralne jako codzienność i nie myślimy skąd się wzięły.
Zazwyczaj jest tak:
Idę do automatu po kawę, wracam pod salę, wypijam, odbieram indeks i jadę do mieszkania. Po drodze spotykam koleżankę, której nie widziałem od kilku lat.
A jak to jest po przeanalizowaniu:
Idę po kawę na czwarte piętro. Tylko kawa z tego automatu nadaje się do czegokolwiek. Od razu rzuca się w oczy napis na ekranie "brak kubków". Schodzę na pierwsze piętro, tamta kawa jest nieco gorsza, ale nie na tyle, żeby nią pluć. Akurat trwa serwis. Czekam kilka minut, serwis się kończy, biorę kawę i wracam pod salę żeby wziąć wpis. Tak się złożyło, że tego dnia przeżyłem ogromną wewnętrzną walkę. Wyjechałem spóźniony i byłem pewien, że dotrę za późno by złapać kogoś odpowiedniego do wmalowania zaliczenia. Zmagałem się z myślami, czy nie lepiej olać, bo i tak nie zdążę, i nie jechać załatwiać innych spraw. Jednak postawiłem na uczelnię. Los chciał, że wykład w sali, w której miały być rozdzielane wpisy przedłużył się. Tak więc, zadowolony ze swojej decyzji, dostałem "zal". Wracając, na schodach, minąłem kolegę i zamieniłem z nim dwa słowa zanim poszedłem na tramwaj. Okazało się, że na przystanek dotarłem minutę za późno. Gdybym nie porozmawiał z Maćkiem, siedziałbym już w "osiemnastce" i jechał do siebie. Zatem spacerek na autobus. Godziny szczytu, wszystkie wejścia do autobusu zapchane. Zostało jedno jedyne wolne miejsce półwiszące na schodach. Akurat obok Beaty, której nie widziałem już od dłuższego czasu.
Ile zbiegów okoliczności trzeba było żebym dotarł tam ja? A dodajcie jeszcze drugie tyle, żeby dotarła tam Beata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz