wtorek, 20 sierpnia 2013

Coffinfish

Jakiś czas temu zacząłem odkrywać stronę bandcamp.com. Niewinnie i przypadkowo (zupełnie jak alkohol) zauroczyła mnie i wciągnęła. Szaleństwo tagów i przekierowań. Skoki od rocka do metalcore. Plac zabaw dla takiego typa jak ja.

Tak wędrując natykałem się na przeróżne zespoły, ale jak to zwykle bywa, najciekawszy zjawił się sam.

Coffinfish.

Coffinfish w scenicznym żywiole - fot. Jacek Polański

Zanim kilka słów o nich, ostrzeżenie - nie próbujcie zbyt nachalnie wiązać ich z tagami i gatunkami czy podgatunkami, które sugeruje strona. Łatwo wpadniecie w pułapkę np klikając w "downtempo". Zaniesie Was w rejony od metalowych po drum and bassowe brzmienia. Taka szeroko stosowana to cholera.

Reszta sugestii, może mniej zdradziecka, brzmi już swojsko i przyjemnie. doom, post metal, post rock (że niby co?) no i experimental.

Najbardziej swojsko jednak brzmi dla mnie słowo (tag) Kraków.

Tu właśnie w 2011 roku kilkoro zapaleńców stworzyło projekt, który nazwali Coffinfish.
Oto oni:

Czapla - gitara
Jasiek - keyboard
Kołek - perkusja
Lobo - wokal
Michał - bas
Prymas - gitara

fot. Jacek Polański


Twórcy nie chcą zdradzać zbyt wielu szczegółów na temat ich samych, ciekawe jednak wieści płyną, jeśli idzie o inspiracje.

Strona fb informuje, iż utwory natchnięte są literaturą z gatunku "weird fiction", tajemnicami kosmosu, oceanu i ludzkiego umysłu. Ponadto, wśród muzycznych guru, wymieniają:
Down, Pantera, Mastodon, Neurosis, Isis, Steve Von Till... a na smaczek Portishead.

W muzyce Coffinfish słychać, że nie ogranicza ich dziwne uprzedzenie do jednego gatunku muzycznego. Mimo, iż całość to mroczne i mocne klimaty, da się wyczuć czasem jakieś obce inspiracje.

Na banscampowskiej stronie grupy dostępna jest EPka "Staring At The Abyss". Możecie jej posłuchać, pobrać, polecić, dać do ulubionych, zakatować nią zwierzęta w okolicy lub sąsiadów. Ja zacząłem od pracy w jej rytmie.

Downtempo w wersji doom - fot. Jacek Polański

Trzy niedające o sobie zapomnieć kompozycje. 
"The Loss" każe nieco dłużej czekać na wokal. Dla osoby, która - jak ja - pierwszy raz styka się z twórczością krakowskiej ekipy, może to być czekanie wiekowe. Dlaczego? A dlatego, że wiele młodych (i stażem i wiekiem) zespołów przy dobrze nagranych instrumentach, całkowicie chrzani swój wysiłek fatalnie wciśniętym w to śpiewem.

W tym przypadku, po chwili nasłuchiwania, wielka ulga - wszystko nagrane jak należy.

Ci, którzy lubią się czepiać, mogą czepić się angielskiego (ponoć nawet jest na to piękny termin "polglish").
Ale spokojnie, dajcie im moment, niech wypływające plusy przesłonią ten minus.

Ja czepiać się uwielbiam (możecie zapytać żonę), ale tu, po minucie, całe to czepialstwo, znika, wyparowuje i ustępuje podziwowi dla niesamowitego klimatu. Dla układu tych trzech numerów. Dla wyczucia, z jakim poprowadzony jest wokal. Kiedy trzeba ryknąć - jest ryknięcie. Kiedy trzeba delikatniej - tak jest faktycznie. Zwłaszcza można to docenić w drugim na liście "Terrible Shark Attack (USS Indianapolis)".

Trzeci "Ocean Of Fear (unknown ship, bermuda triangle)" to zwieńczenie skromnego wydawnictwa. Trwa blisko 10 minut, ale możecie być pewni, że skończy się szybciej niż byście tego chcieli. 

Owładnięci muzyką twórcy i odbiorcy - fot. Jacek Polański

Szczerze oszołomiony poziomem Coffinfish, polecam gorąco ich twórczość. Zaglądajcie do nich na fb i nękajcie, żeby tworzyli więcej, grali częściej i robili to tak dobrze jak do tej pory.